- jotsaw@poczta.onet.pl
Siedź w kącie a znajdą cię.
Nie mów głośno nie mów dużo w ogóle się nie odzywaj.
Poczekaj, niegdzie nie chodź.
***
Nie rzucaj się, nie ma o co i nie ma po co.
Nie wydziwiaj. Nic złego się nie dzieje, po prostu się zjadamy.
Wszyscy to robią, zawsze tak było.
***
Ograniczenie i zamknięcie. Bezpieczeństwo i kontrola. Dobrowolne wyrzeczenie się
przywilejów w zamian za częściowy dostęp do pewnych praw.
Mikroskopijne rany, pozorne dramaty i całe to przejmowanie się byle czym.
***
Porażająca prawda banału, zniewalający urok uproszczeń. Poddaj się.
Upajająca plastyczność materii - to nikczemna pokora zdolna do szerokiego wachlarza usług,
to wolność kontrolowana, to podejrzanej jakości materiał i przesłania wątpliwej treści.
1996, wystawa w galerii FF w Łodzi.
Fajna forma
Niewierność czystej formie mści się. Kłamstwo maskowane kolorem nie będzie trwało wiecznie. Niepokój zjada cię od środka odsłaniając niemoralność braku konstrukcji, ostrze intelektu penetruje miękkie i drżące bezformie, brak kośćca zostaje potwierdzony. Co robić. Rób co chcesz, staraj się jak możesz: realistyczne oddanie nieprawdy, żelazna konsekwencja tkwienia w błędzie. Pamiętaj, że powszechność grzechu nie usprawiedliwia. Zdrada jest zdradą.
1996, wystawa "Fajna forma" w Otwartej Pracowni w Krakowie
Brak sensu dokucza. Skąd to nieokreślone poczucie głodu? To pusta forma nie zaspokaja łaknienia pożywnej treści. Pokarm dla oczu, a mózg odrzuca, żołądek nie trawi. Stąd te objawy: łatwe męczenie się, brak koncentracji, płaczliwość, frustracja. Niby ciągła zmienność a brak nowin. Wszystko mdląco się powtarza. Tak reklamowana atrakcyjność zła, w życiu codziennym nie sprawdza się.
1997, wystawa "Brak sensu dokucza" w galerii Laboratorium w CSW w Warszawie
Siłą rzeczy jeden coś ma, a drugi nie. W wielu przypadkach oczyszczające doświadczenie nieposiadania działa pobudzająco; stawianie oporu pokusie, ciągłe usprawiedliwianie obecnego stanu daje poczucie intelektualnej rześkości. Jednak gdy, jak się wydaje, wszystkie argumenty zostały już stosownie użyte, a pozycja ustalona, może okazać się, że niepowodzenie czyha z najmniej oczekiwanej strony. Tak dotychczas wabiące, a niedostępne przez słabość woli tereny wolne od potrzeb materialnych, raz zaakceptowane zaczynają straszyć pustką. Okazuje się zresztą, że słowo tereny jest już nieaktualne. Niesłychane głębie otwierają się przed strwożonym okiem nieposiadającego. Nieoswojone przestrzenie przerażają nieposiadającą. I co teraz? Zakwestionowane przedmioty nie dadzą już oparcia. Nigdy już nie będzie tak jak przedtem i nie ma co udawać, że nic się nie stało.
1998, wystawa "Forma wzywa do użycia" w galerii Foksal w Warszawie
Przebywając wśród rzeczy martwych, trudno się czasami zupełnie się od nich odseparować, bo tak wiele z nich przez swoją funkcjonalność wprost domaga się jakiejś aktywności z naszej strony. FORMA WZYWA DO UŻYCIA. Przyjemnie jest oprzeć się na konkrecie. Mając oparcie można odważyć się na rozwiązania i odpowiedzi. Niejednemu i niejednej zasugerowano całkiem zadawalający sposób na życie. Ale UWAGA! Nagle, człowiek może być wmanewrowany w nieatrakcyjną sytuację o sentymentalnym podłożu. Nowe rzeczy podniecają, stare rzeczy męczą; niema perswazja nie uzasadniona urokiem nowości razi natarczywością. MATERIA SIĘ NISZCZY A PRETENSJE POZOSTAJĄ. Tak przecież naturalna chęć używania, wzbogacona zrozumiałą niechęcią do bycia wykorzystywanym, zderza się z lojalnością wobec autorytetów i wybranej marki. TO JUŻ PRAWDZIWY KONFLIKT. Martwe kłóci się z żywym żądając uwagi, czasu i uczucia. W obliczu tego absurdu KAPITULUJEMY. Może pojawić się z niechęcenie, wrażenie niewłaściwości i zachwiania proporcji.
1998, wystawa "Forma wzywa do użycia" w galerii Foksal w Warszawie
Powraca dawne uczucie i dławi. I znów panika wygrywa z precyzją. Trwa walka o odrobinę sensu i wierność emocjom. Sprawa niewątpliwie jest do rozwiązania lecz nie służący niczemu pośpiech każe przekształcić zadanie w nieznośną alternatywę. Tu też jeszcze można by się zatrzymać i wybrać jedną z dróg, ale nagły odpływ sił zmusza do spuszczenia z tonu. Koncentrujesz się na kontemplacji chaosu i problem wyboru chwilowo znika. Kusi to co powszechne i dostępne: bierz to co jest! Przypadkowe próby uporządkowania bezładu nagle nabierają powabu celowości. Wkrótce jednak natłok i nieporządek stają się nie do wytrzymania, słowa cisną się na usta i tamują oddech, zdania i obrazy znoszą się nawzajem lub stoją w jawnej sprzeczności. Co dalej? Lecz oto kolor odpływa (jakby w proteście), oferując kolejne wyjście. Wydaje się, że zapanował spokój.
1997, wystawa "Powraca dawne uczucie" w Otwartej Pracowni w Krakowie.
Sztuka kobiet - punkty zaczepienia
Pewna skłonność do praktyczności, do dzielnego radzenia sobie w ramach istniejących ograniczeń i dostępnych środków. Pewien brak rozmachu, rozsądny masochizm, kontrolowane samodławienie, podcinanie sobie skrzydeł i pętanie nóg. Pewien pośpiech w opuszczaniu dogodnych pozycji zawracanie w połowie drogi, chęć znalezienia skrótu, niepewność, udowodniony brak orientacji przestrzennej. Trzepotanie i migotliwość stwarzające pozory ruchu przy jednoczesnym poczuciu niezmienności.
Wiara w postęp. Wiara w kary i nagrody. Wiara w karę. Nareszcie uświadomione i wyartykułowane poczucie winy. Hałaśliwa radość i akceptacja wszystkiego jak leci. Pewien brak umiaru, bezwzględność w testowaniu udowodnionej wytrzymałości. Uroczyste zagłębianie palca w ranie. Pewnego rodzaju upojenie łatwością wywołania odrazy i innych pokrewnych uczuć.
1996, wystawa "Kobieta o kobiecie" w galerii BWA w Bielsku-Białej
Twoje ubranko też może być dowodem na harmonię świata. To jest negatyw - wypełń go kształtem.
Odzież zdobi, okrywa i daje świadectwo. Nieodparta logika wynikająca z funkcjonalności pozornie ułatwia zadanie. Niestety, ciało nie zawsze może sprostać nawet nieprzesadnie wygórowanym wymaganiom. Wiadomo, że z przyczyn obiektywnych ideał nie jest osiągalny dla każdego i oczywiście, że technicznie nie jest żadnym problemem dostosowanie się do kształtów najdalej nawet odbiegających od idealnych.
Czy jest to jednak właściwe?
Nie powinno się odbiegać zbyt daleko od ideału, bo im dalej tym niebezpieczniej. Na terenach najbardziej oddalonych królują słaba wola i absurdalne ekscesy. Proporcjonalnie do odległości zwiększa się możliwość estetycznych niepowodzeń.
Dlaczego raz zaistniały błąd (na powstanie którego złożyły się rzecz jasna, różne, częściowo może i wyjaśniające go przyczyny) ma być powtarzany w niewinnym, bo przecież potencjalnie zdolnym do oddania wszystkiego dobrego, materiale?
Opresja groteskowych form zagraża porządkowi. Zbyt liberalna akceptacja prowokuje ekstremalne wybryki, a mnożące się usprawiedliwienia dodatkowo gmatwają sytuację. Estetyka i moralność biorą udział w walce, a ciało pogrąża się w chaosie.
1996, wystawa "Kobieta o kobiecie" w galerii BWA w Bielsku-Białej
Duch ochoczy, ale ciało mdłe. Utrata energii i brak sprężystości ciał zwiększa ich plastyczność; z mdłym ciałem można zrobić praktycznie wszystko. Tym dotkliwiej odczuwa się rozdźwięk pomiędzy intencją a możliwością: tyle przejmującego pragnienia i tyle przygniatającego bezwładu. Bezwład uplastycznia więc materię i rozdrażnia ducha. Tak bardzo chciałoby się nie liczyć z ograniczeniami, że w końcu wola działania wydaje się zwyciężać. Rozdrażnienie przeradza się w złość, a agresja daje energię. Przez krótki, oszałamiający moment wszystko znowu jest możliwe!
Nie sposób jednak nie dostrzec, że podatność materiałów jest jednocześnie ich zaletą i wadą. Jak utrzymać w sobie coś tak subtelnego jak duch, jeśli zdolna do wszelkich przemian materia może przybrać kształty najbardziej nawet nikczemne? Nawet jeśli nikczemność formy jest tylko potencjalną groźbą, to konieczność dyscypliny, trzymanie się z dala od niebezpiecznych terenów i odmawianie sobie wypróbowania absolutnie wszystkich możliwości wkrótce pochłonie całą energię. Jeszcze tylko przez chwilę osoby szczególnie podatne na ożywczy wpływ zbiorowego entuzjazmu mogą łudzić się, że uczestniczą w rzadkim i podniosłym zjawisku zjednoczenia ducha i materii. Trzeźwa większość już doznaje kolejnego zawodu: czujność nie pomogła, znów jesteśmy na manowcach.
1999, wystawa "Podatność materiałów" w Małym Salonie galerii Zachęta w Warszawie.
Ani prośbą ani groźbą nie da się przekonać gładkich i elastycznych w swoim oporze powierzchni aby przez rodzaj mistycznego wdechu zrobiły trochę przynajmniej miejsca, lub jeszcze lepiej, rozstąpiły się choćby minimalnie i dały dostęp do środka. W miarę ponawianych prób coraz wyraźniej daje się odczuć, że dostanie się do środka będzie bardzo trudne lub nawet niemożliwe. Równocześnie z przekonaniem o niedostępności środka zwiększa się jego atrakcyjność; proporcjonalnie też pogłębia się (uzasadnione przecież) uczucie odsunięcia od rzeczy naprawdę ważnych. W sposób absurdalnie niesprawiedliwy daje się tu do zrozumienia, że pełnowartościowa egzystencja możliwa jest tylko wtedy, gdy wiedza o tym co jest w środku nie jest jedynie teoretyczna.
1999, wystawa "Ani prośba ani groźba" w Galerii Sztuki Współczesnej w Przemyślu
Czy jest jakaś równowaga w świecie? Trudno właściwie powiedzieć, czy więcej jest bezkształtnej, przelewającej się treści w aktywnym poszukiwaniu kształtu, czy też przeważa forma: bierna, lecz oczekująca wypełnienia. Czy to jest konieczne? Wlewanie się treści w stabilizujące formy powinno odbywać się bezustannie. Potrzebne są więc formy wklęsłe, puste, otwarte i chłonne. Czy chłonność jest w porządku? Chłonność usprawiedliwia pustkę i naganną bierność, wyraża pragnienie skończenia z niezadowalającym stanem rzeczy. Jednocześnie jednak stwarza atmosferę nerwowości i pośpiechu. Nie można przecież przyjmować wszystkiego, bez selekcji. Są różne zasady. Jakie zasady? Moralne i inne. Ustalenie i przestrzeganie tych zasad zajmuje czas i absorbuje uwagę, wlewanie treści może ulec niepożądanemu spowolnieniu, lub jeśli będziemy zbyt wybredni nawet zahamowaniu. I co wtedy? Chwalebna dotąd aktywność treści w wypełnianiu może zmienić się w nieznośne parcie i wciskanie się za wszelką cenę. Jak może być cena? Ceną może być bolesna nieprzystawalność formy i treści. Nieprzyjemne uczucie rozepchania, gdy za dużo jest dobrych intencji, otarcia i otwarte rany, gdy za dużo ekspresji. Więc nie warto?
Podobno wszystko jest lepsze od pustki.
1999, wystawa "Przelewanie z pustego" w Otwartej Pracowni w Krakowie.
Pozory może i mylą, ale dobór pozorów może nas zdradzić. Po zdemaskowaniu pozostaje jeszcze oczywista intencja kamuflażu, która czasami jest respektowana. Jest się wtedy zdanym na dobre maniery przeciwnika i najgorsze co może się przydarzyć to utrata twarzy.
2001, wystawa "Maskarady" w galerii "Inner Spaces" w Poznaniu
Materiał może jest i znany, a przynajmniej wielokrotnie się już pojawiał jako wyzwanie, problem, a w końcu jako wyrzut.
Oczywiście, celem było i jest poznanie i zrozumienie. Ale dlaczego, pomimo wielokrotnego powtarzania materiał ciągle wydaje się nietknięty? To zresztą mogłoby nie być takie złe: ciągle trwa pierwszy etap, ciągle można mówić o wyzwaniu. Tylko że, pomimo przedłużonego obcowania z materiałem, stopień trudności wcale się nie zmniejsza.
Poza tym, trudności pojawiają się chyba za szybko, właściwie natychmiast; już przy pierwszym podejściu narzędzia poznawcze odmawiają posłuszeństwa, umiejętności zawodzą. Wytrwałość i upór w ponawianiu wysiłków po pewnym czasie zaczynają działać na niekorzyść, no bo ileż razy można....
Może w większym stopniu należało uwzględnić opór napotykany przy drążeniu w głąb ?
Inaczej planować? Inaczej rozłożyć siły... ale sił nie ma, co tu rozkładać? Tak samo jak nie ma co mówić głębi, ciągle jesteśmy na powierzchni, bo ciągle nie można przedrzeć się przez pierwsze zapory.
Ciągle jest się na tym samym etapie, co trudno uznać za postęp.
Zmienić taktykę: już wiadomo, że niczego prędko się nie zrobi, wszystkiego się nie opanuje; z części materiału trzeba będzie zrezygnować. Ale to chyba jeszcze nie obniżenie standardów?
Może nie chodziło o postęp tylko o utrzymanie pozycji?
Może to jest sukces, a może jest już gorzej?
2002, wystawa "Powtarzanie i utrwalanie materiału" w Otwartej Pracowni w Krakowie
Czasami konieczne jest przyjrzenie się negatywnym uczuciom: nagromadzonej złości i wynikającej z tego frustracji. Mniej więcej wiadomo skąd złość: czegoś się od nas chce, nie dajemy rady. Pomimo odmowy, nalega się lub żąda i grozi. Albo my chcemy, prosimy, żądamy nawet, chociaż bez specjalnej nadziei.
Złość najpierw dosyć przyjemnie rozgrzewa, ale wkrótce ciśnienie nieznośnie wzrasta, krew uderza do głowy i zalewa oczy. Jesteś w pułapce.
Gorzki i piekący smak nienawiści podchodzi do gardła, pojawia się gwałtowna chęć wyrządzenia krzywdy. Świadomość własnej bezsilności skutecznie obezwładnia, ale nie uspokaja.
Tylko chemia uspokaja skutecznie, wygładza gniewne zmarszczki i oddala przeszkody.
Powleka glazurą wizerunek wroga i nagle jest dystans i nie ma już złości.
2006 Siła fatalna, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa